Co ja najlepszego robię? Czemu za nim idę? Czemu nie uciekam z wrzaskiem? Przecież nie znam tego chłopaka, co prawda widziałam go w szkole, ale to o niczym nie świadczy. Psychole są wszędzie. Może on mnie wcale nie uratował tylko chciał mieć dla siebie i dlatego niby mi pomógł. Mętlik. Chaos. Niewiedza. Mimo, że mój umysł się wahał nogi kroczyły do przodu, nieposłuszne jedne. Stałam już w progu, nie mogłam się cofnąć. Nieznajomy otworzył mi drzwi i czekał aż wejdę. Dżentelmen, szkoda, że chce mnie zabić.
-Naprawdę nie masz się czego obawiać. Gdybym chciał ci coś zrobić zrobiłbym to dawno, zaufaj mi.
Obdarował mnie szelmowskim uśmiechem. Przełknęłam ślinę z trudem. Nie no super, że mnie zapewnia, że nic mi nie będzie, bo jakby chciał to by już to zrobił. Teraz to ja się już nie boję, no gdzie tam. Czemu jestem taką idiotką? Nieco, że jestem w niebezpieczeństwie to jeszcze sobie z tego kpie.
-Jeśli chcesz się przespać, umyć czy co tam robią dziewczyny tyle godzin w łazience. Schodami na górę, drugi pokój po lewej.
-Ok, dzięki.
Ledwo z siebie wydukałam te słowa. Dopiero teraz się rozejrzałam. Dom z zewnątrz niczym nie przykuwał swojej uwagi, ale w środku, to zupełnie coś innego. Drewniane panele o kolorze intensywnego brązu ułożone na całym parterze, piękne, ciemne meble, skórzana kanapa, stół do bilardu, ogromny telewizor. Byłam w szoku. Nie przystoi się tyle gapić więc ruszyłam do pokoju wskazanego przez bruneta. Otworzyłam drzwi i włączyłam światło. Moim oczom ukazało się wielkie łoże postawione naprzeciwko drzwi, pod dużym oknem. Widok był niesamowity, zielony, sosnowy las. Po prawej stronie stała szafa z lustrem a po lewej drzwi, zapewne do łazienki. Rzuciłam na podłogę jego kurtkę, która niesamowicie pachniała, zaciągnęłam się tym zapachem po raz ostatni, buty zostały na parkingu więc ruszyłam do łazienki. Pod stopami poczułam nagle miękki dywan, można było się w nim rozpłynąć, gdybym się na nim położyła od razu bym zasnęła. Niestety najpierw musiałam się umyć. Odkręciłam ciepłą wodę i pozwoliłam jej trochę napłynąć. Zdjęłam czarną spódniczkę, bluzkę i bieliznę. Po czym oddałam się chwili zapomnienia. Nie miałam ani krzty siły aby pomyśleć o dzisiejszych zdarzeniach, to wszystko zbyt bardzo mnie przerażało i przytłaczało. Ciągle miałam nadzieję, że się obudzę a to wszystko to był kolejny koszmar. Zarzuciłam na siebie bieliznę i bluzkę, bo jakie miałam inne wyjście. Położyłam się na łóżku i od razu udałam się w objęcia Morfeusza.
Krzyk. Ból. Rozpacz. Zapach pomarańczy. Skórzana kurtka. Trzymaj się, nie umieraj, błagam cię... Słyszane gdzieś z oddali. Opadające powieki. Zapadanie w sen i zapach pomarańczy. Proszę mi pomóc, mam ranną osobę, pomocy! Szybko, przynieście wózek. Na trzy. 10 mg morfiny, szybko. Jedziemy na sale. Nie mogę otworzyć oczu, jest tu tak jasno. Czuję głaskanie po głowie i cichy szept. Defibrylator. Ładuj do 100. Odsunąć się. Zasypiam. Budzę się, blask lamp mnie oślepia. Czuję się osłabiona. W końcu otwieram oczy, wiele kabli poprzyczepianych do moich rąk. Szybko je wyrywam. Wstaje i idę powoli do wyjścia. Na lewym udzie mam bandaże. Idę. Zauważam mężczyznę. Idzie do mnie. Na ustach ma okropny uśmiech.
-W końcu cię mam maleńka.
Krzyk. Krew kapiąca na podłogę.
Obudziłam się krzycząc. Znowu byłam cała zalana potem, od razu uświadomiłam sobie, że to był tylko sen. Jednak, taki miałam pierwszy. W kółko śniło się to samo albo nic, jakaś odmiana. Nagle drzwi się otwierają, do pokoju wpada brunet w samych bokserkach, miał mokre włosy a po wyrzeźbionej klatce piersiowej spływały krople wody, w dłoni miał pistolet.
-Co się dzieje, czemu krzyczysz?
-Spokojnie to tylko sen, nic się nie stało, możesz odłożyć broń.
-Kurwa, Sam, myślałem, że coś ci się stało. Następnym razem nie drzyj się jakby cię ktoś gwałcił, bo mogę zacząć strzelać na oślep, a wtedy nie będzie ciekawie.
Wyszedł trzaskając drzwiami. Teraz trzęsłam się jeszcze bardziej. Ten sen, bardzo dziwny sen, nieznajomy z bronią, wczorajsze wydarzenie i to do tego.
-Samanto, spokojnie, oddychaj, może ci się przesłyszało, może mu się przedstawiałaś tylko tego nie pamiętasz. Boże skąd on zna moje imię.
Z rozmowy z samą sobą wytrąciło mnie ciche pukanie. Siedziałam na niesamowicie wygodnym łóżku wpatrując się jak głupia przed siebie. Czekałam.
-Prze, przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. Pod drzwiami zostawiam ci dresy i koszulkę.
Poczekałam aż odejdzie. Wstałam powolnym krokiem i wzięłam czyste ubranie. Przebrałam się, na szczęście nie były zbyt za duże, może o jakiś rozmiar albo dwa, nie było źle. Stałam przed lustrem czesząc złociste włosy, kiedy usłyszałam kawałek piosenki "Arctic monkeys - Do I wanna know?". Zerwałam się w poszukiwaniu komórki, wyciągnęłam ją z małej torebki.
-Cholera
Mruknęłam pod nosem. Dwanaście nieodebranych połączeń od "mama". Zabije mnie, ta kobieta mnie zabije. Przycisnęłam zieloną słuchawkę.
-Mamo, mamo, spokojnie, nic mi nie jest, nikt mnie nie porwał, nikt mi nic nie zrobił.
-Młoda damo dobijam się do ciebie od kilku godzin, miałaś wrócić na noc, co to ma znaczyć.
-Emm, myślałam, byłam przekonana, że wzięłam klucze ze sobą. Melanie była już w domu, nie chciałam jej budzić, Aaron mnie odwoził i powiedział, że nie ma problemu mogę u niego nocować. Spałam w pokoju jego siostry, która gdzieś wyjechała.
-No dobrze, powiedzmy, że ci wieżę. Masz szczęście, a o której to zamierzasz wrócić.
Odetchnęłam z ulgą. Zerknęłam na godzinę w telefonie, było już po jedenastej.
-Rodzice Aarona nie wypuszczą mnie bez śniadania, jeszcze chciałam się odświeżyć, więc za jakieś dwie trzy godzinki.
-Najpóźniej masz być za dwie godziny i ani minuty spóźnienia, zrozumiano?
-Tak jest.
Rozłączyłam się, wzięłam swoje rzeczy i zeszłam na parter. Enigmatyczny brunet siedział wcinając chipsy i oglądając coś w telewizji.
-Dzięki za ubrania i za wszystko.
Zgarnęłam kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnął się do mnie blado i przejechał po mnie wzrokiem, badając każdą część mojego ciała dokładnie. Policzki delikatnie mi się zarumieniły.
-Cała przyjemność po mojej stronie, maleńka.
Wywróciłam oczami.
-Mogę coś szybko zjeść i mam jedną ostatnią prośbę, mógłbyś mnie podrzucić do domu. Musze tam być za dwie godziny, jak tam nie dotrę to mam przechlapane. To będzie już ostatnia pomoc dla mnie.
-Niema sprawy.
Podeszłam do lodówki, wyjęłam sok jabłkowy i jogurt. Z pożywieniem udałam się w kierunku kanapy. Usiadłam na jej drugim końcu, jak najdalej od bruneta. Zaśmiał się tylko cicho. Pochłonęłam jogurt i wypiłam sok z szybkością światła. W między czasie zerkałam na mojego wybawcę. Przyłapał mnie na tym i puścił mi oczko, szybko odwróciłam wzrok i poszłam wyrzucić kubeczek po jogurcie.
-To mogę liczyć na podwózkę.
-Ależ oczywiście, czego sobie tylko zapragniesz.
-Daruj sobie, naprawdę.
Wzięłam swoje rzeczy i wydostałam się z domu. Jak zwykle padał deszcz. Wsiadłam do samochodu, przez całą drogę się nie odzywałam. Dopiero kiedy wyjechaliśmy w znajome mi miejsca, rzucałam tylko w lewo, prosto, za skrzyżowaniem w prawo. Takim sposobem dojechaliśmy szybko i bez żadnych rozmów, na szczęście. Wysiadłam z samochodu ciesząc się, że to już koniec.
-Dzięki za podwózkę, a tak w ogóle to jak masz na imię.
Stałam już na chodniku przed domem, patrząc w jego czekoladowe oczy a kąciki ust delikatnie uniosły mi się do góry.
-Może kiedyś się dowiesz.
Odrzekł i ruszył z piskiem opon.
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, taka już jestem, wezmę się za coś i nie kończę, ale spięłam tyłek i napisałam kolejny post, prawie czy strony, szaleństwo. Czekam na komentarze, opinie, skargi i zażalenia :) Dziękuje, że czytacie :) (jeśli ktoś to czyta)