poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział 2

   Wróciłam do domu oburzona, rzuciłam kurtkę na podłogę i skierowałam się od razu do pokoju. Może i trochę zbyt emocjonalnie zareagowałam, ale ten pseudo pedagog był wkurzający. To zdecydowanie ostatnia wizyta. Na szczęście dziś piątek i nie chce mi się wierzyć w to, że Melanie odpuści wyjście do klubu. Zaczęłam już powoli się przygotowywać do dzisiejszego wyjścia. Około dwudziestej pierwszej usłyszałam trąbienie samochodu, brunetka już po mnie przyjechała. Zostawiłam kartkę na lodówce, na której napisałam, że idę na imprezę z Melanie. Ostatnimi czasy mama coraz później wracała do domu. Widocznie miała dużo pracy, poza tym kwiaty ją uspokajały. Na popielatą bluzkę zarzuciłam skórzaną kurtkę,  czarne szpilki założyłam na bose stopy, do tego ubrałam czarną skórzaną spódniczkę. Nałożyłam delikatny makijaż. Od czasu do czasu mogłam się wystroić, może tym razem i ja kogoś poderwę, Melanie nie będzie się czuła osamotniona. Rozkochiwanie chłopaków w sobie wychodzi jej z taką łatwością, u mnie jest na odwrót, cóż może dziś los się odmieni. Zamknęłam dom i wsiadłam do samochodu Meli. Z brunetką był jeszcze Aaron, podkochuje się w Melanie już od jakiegoś czasu ale jeszcze nie zdobył się na odwagę, żeby jej o tym powiedzieć. Uśmiechnęłam się do nich.
-No, no, no Gottfried, teraz to z ciebie niezły towar.
-Widzisz jak ja muszę się starać, ty mogłabyś się ubrać w worek a i tak wszyscy lgnęli by do ciebie.
-Och, wiem, nie musisz mi pochlebiać.
Zaśmiałyśmy się wesoło. Poprawiam swoje włosy. Aaron wywrócił tylko oczami z uśmiechem na ustach.
-Dobra dziewczyny, może już byśmy tak wyjechali? Nie żeby coś ale później będzie niezły tłok i mogą nas nie wpuścić.
Mel odpaliła samochód i ruszyliśmy w drogę. Przez całą drogę rozmawialiśmy, nie obeszło się też bez chamskich żartów i docinek, jak to w towarzystwie przyjaciół. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy chyba do najlepszego klubu w mieście. Oczywiście w naszej skali, puszczali tu dobrą muzykę a nie chamskie techno. Przy takim brzmieniu to nawet nie wiadomo jak tańczyć. Kolejka na szczęście nie była duża. Ustawiliśmy się na końcu i czekaliśmy aby kupić bilety, kolejka posuwała się dosyć szybko.
-No widzisz Aaron'ku, wpuszczą nas.
Uśmiechnęłam się do niego a on odwzajemnił uśmiech. Weszliśmy do klubu i od razu ruszyliśmy w stronę parkietu. Tańcząc, zupełnie zapomniałam o problemach. Przyjaciele starali się aby przeszłości odeszła w niepamięć chociaż w tę noc. Po kilkunastu świetnych piosenkach poszliśmy do baru napić się piwa. Nie byłam za nadużywaniem alkoholu, ale piwo na rozluźnienie, czemu nie. Usiedliśmy na kanapach z dobrym widokiem na parkiet. Aaron rozmawiał z jakąś koleżanką z podstawówki, a my zaczęłyśmy oceniać mężczyzn na imprezie.
-Sam, obczaj tego przystojniaka w niebieskiej koszulce, niezłe z niego ciacho, co?
Zaśmiała się uroczo ciągle obserwując chłopaka, o którym mówiła.
-Tyłek ma niczego sobie. Ale o czym ja tu marzę i tak wiem, że już go sobie zaklepałaś. Zobacz na tego w czarnych spodniach i ciemnej koszulce, ładny ma uśmiech.
-Mrrr, jest niczego sobie.
Wybuchłyśmy śmiechem. Po wypiciu trunku ruszyliśmy na podbój parkietu. Mel jak zwykle dosyć szybko zniknęła, albo tańczyła z jakimś przystojniakiem albo już poszła z nim do samochodu obściskiwać się. Nigdy nie uważałam, że jest łatwa, z tego co wiem, uprawiała seks tylko ze swoim wcześniejszym chłopakiem. Z nieznajomymi na imprezach, dochodziła tylko do drugiej bazy. Zwierzała mi się z wszystkiego, nawet z najdrobniejszych szczegółów, mimo, że nie zawsze chciałam słuchać. Zagapiłam się na chwilę na jednego chłopaka a Aarona porwała już jakaś dziewczyna. No jak zwykle zostałam sama. Mówi się trudno. Z delikatnym uśmiechem na ustach zaczęłam tańczyć. W tłumie zauważyłam chłopaka ze szkoły, który mi się przyglądał. Kąciki ust uniosły się do góry, ale on szybko wyszedł z klubu. Na prawdę, mimo tego, że tak się wystroiłam nadal wyglądam tak odrażająco, że chłopak do którego się uśmiechnęłam wyszedł, super. Zaczęłam szukać Melanie i Aarona, przepadli jak kamień w wodę. Przeszukałam chyba cały klub. Było już po pierwszej. Nigdy na tak długo nie znikali. Nie było ich zawsze góra godzinki. Wyszłam na parking, może któreś z nich było w samochodzie. Ruszyłam żwawym krokiem w jego stronę pocierając dłońmi ramiona aby chociaż trochę się ogrzać. Nie było nikogo. Westchnęłam głośno, wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Melanie, jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty nic. Aaron też nie odbierał. Ja i moje szczęście. Poirytowana zaczęłam iść w stronę klubu. Przyspieszyłam trochę kroku, kiedy kątem oka zauważyłam podążających za mną trzech mężczyzn. Byli coraz bliżej, mimo, że starałam się iść szybko. Ciężko oddychałam a warga zaczęła mi drżeć. Po jaką cholerę wyszłam z tego klubu i czemu zaparkowaliśmy od niego tak daleko. Delikatnie zerknęłam w tył, mężczyzn już nie było. Odetchnęłam z ulgą. Niestety nie nacieszyłam się zbyt długo. Zastąpili mi drogę. Zaczęłam się powoli cofać.
-Laleczko, gdzie tak uciekasz? Przecież nie chcemy zrobić ci krzywdy.
 Nieznajomy uśmiechnął się do mnie szelmowsko. Przełknęłam ślinę z trudnością. Cofając się przywarłam do jakiegoś samochodu. Byłam uwieziona pomiędzy górą metalu a mężczyznami.
-Proszę,  zostawcie mnie w spokoju, nic wam nie zrobiłam.
 Przygryzam trochę zbyt mocno swoją wargę. Na rękach pojawiła się gęsia skórka.
-Ej, ona nas nie pamięta, ale jak to możliwe? Zrobiliśmy chyba wszystko aby dobrze wryć się w jej umysł.
Teraz już kompletnie nie wiedziałam co się dzieje. Nie pamiętałam ich twarzy, nie kojarzyłam głosów. Widziałam ich po raz pierwszy.
-Kochanie, musisz nam zapłacić za długi swojego chłopaczka. Jego śmierć nam nie wystarczy. Obiecywał nam, że w końcu cię dostaniemy, ale ciągle się wymigiwał i odkładał to na później.
Zawinął na palec kosmyk moich włosów. Wzdrygnęłam się. O czym oni mówili, to nie możliwe, przecież Josh nie mógłby mi tego zrobić. Nigdy mi nie mówił gdzie wychodzi, czemu nie odzywa się kila dni, czemu znika, nie tłumaczył też znajomości z podejrzanymi osobami. Nie, nie, nie to nie możliwe, Josh był dobry, oni nigdy by tak nie postąpił.
-Kłamiesz, chcesz mnie tylko sprowokować, on taki nie był.
Odrzekłam łamiącym się głosem. Rozejrzałam się szukając jakiś ludzi, kogoś kto mógłby mi pomóc. Nikogo nie było, parking był pusty.
-Musiał spłacić jakoś swoje długi, a że jesteś taka śliczna zaoferował ciebie. Dzisiaj przyszliśmy po swoją zapłatę.
Zbliżył się do mnie, czułam jego odrażający oddech na moim policzku. Zamknęłam oczy, już raz mi się udało. Zdjęłam szybko szpilki starając się robić to tak aby nieznajomi tego nie zauważyli. Udało się. Kopnęłam go kolanem w kroczę i zaczęłam uciekać. Wiatr szargał moimi włosami, ale nie czułam zimna, czułam tylko strach. Niestety nie byłam najlepsza w biegach a oni byli coraz bliżej.
-Nie, proszę, nie, proszę...
Po chwili pojawił się przede mną czarny sportowy samochód. Za kierownicą siedział chłopak, którego widziałam w szkole i na imprezie. Wskoczyłam szybko na tylne siedzenie nie zastanawiając się zbytnio. Nie wiedzieć czemu zaufałam mu. Szybko z piskiem opon ruszył przed siebie.
-Dzie, dziękuję.
Zauważyłam jego brązowe oczy w lusterku.
-Cała się trzęsiesz.
 Rzeczywiście trzęsłam się jak galaretka, byłam niesamowicie przerażona. Chłopak zdjął swoją kurtkę i dał mi ją, założyłam ją na siebie i próbowałam się uspokoić mimo, że siedziałam z nieznajomym w samochodzie i nie wiedziałam gdzie jedziemy. Zerknęłam w lusterko, miał bardzo skupioną minę. Nagle zaczął strasznie manewrować samochodem, niespodziewanie skręcać w nieznajome uliczki.
-Coś się dzieje? Nie możesz mnie odwieźć do domu? Proszę.
-Zapnij pasy i to szybko. Siedzą nam na ogonie.
 Zapięłam pasy po jakimś czasie, nie wiedzieć czemu w ogóle nie chciały się zapiąć. Po kilkunastu minutach siedzenia jak na szpilkach i powstrzymywania się od płaczu zajechaliśmy pod jakiś dom z dala od miasta.
-Wychodź, szybko.
Usłyszałam komendę a drzwi od mojej strony były już otwarte. Odpięłam pasy i wyszłam powoli, oddychałam szybko i głośno. Czemu zawsze muszę się pakować w jakieś chore sytuacje.
-Nie bój się, nic ci nie zrobię, naprawdę.

Spojrzał mi głęboko w oczy i ruszył w stronę drzwi, nie wiedząc czemu zamiast uciekać lub zadzwonić po policję poszłam za nim.

Ten post starałam się bardziej dopracować, jest trochę dłuższy i mam nadzieję ciekawszy :) Piszcie swoje opinie w komentarzach, nic tak nie motywuje jak komentarze, naprawdę, przynajmniej wiem, ze ktoś czyta moje wypociny :)

poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 1

Odpaliłam swojego laptopa patrząc na szare cienie za oknem. Zegarek wyświetlał szóstą rano. Przynajmniej nie obudziłam się jak wczoraj o piątej rano albo jak przedwczoraj nie mogłam w ogóle zmrużyć oka. W laptopie kliknęłam ikonkę przeglądarki internetowej i zaczęłam grzebać w internecie. Oparłam łokieć o biurko a o dłoń głowę i wpatrywałam się w ekran jak bezmózgi potwór. Od czasu do czasu wzięłam gryza ciastka z kawałkami czekolady. Od pewnego czasu nie mogę znaleźć nic nowego, ciągle przeglądałam to samo. Czas wybrać się do biblioteki i wypożyczyć jakaś ciekawą książkę. Kiedy wybiła punkt siódma zaczęłam przerzucać ubrania w szafie. Za oknem jak zawsze padał deszcz zdobiąc szybę w różne wzory. Wybrałam ciepłe czarne spodnie do tego czarny podkoszulek i bawełniana koszulę w kratkę. Nie lubiłam się stroić, jednak starałam się ubierać ładnie. W szybkim tempie wszystko na siebie założyłam. Swoje kroki skierowałam do łazienki. Uwielbiam wystrój swojej łazienki. Ma ciemne jak węgiel płytki na podłodze i ścianie. Meble są biało czarne, a różne dodatki są w odcieniu intensywnego fioletu. Stałam przed lustrem patrząc na swoje przerażające odbicie w lustrze. Zagłębiam palce stóp w miękkim fioletowym dywaniku, który chronił mnie przed zimnymi jak lód kafelkami. Miałam podkrążone oczy, ciemne cienie leżały pod oczami, na głowie zamiast złocistych fal miałam kołtun na kołtunie. Na samym początku przywróciłam wygląd swoich włosów do normalności. Rozczesałam je i zostawiam by delikatnie opadały mi na plecy. Później wzięłam się za cięższą pracę. Nałożyłam podkład, delikatnie musnęłam usta pomadką i pomalowałam rzęsy ciemnym tuszem. Było o wiele lepiej, jednak ciągle wyglądałam na zmęczoną. Mówi się trudno i tak zrobiłam co w mojej mocy. Zbiegłam na dół, zauważyłam mamę w kuchni pijącą kawę i czytającą gazetę. -Hej mamuś. Pocałowałam ją w policzek i wypiłam łyka jej czarnego espresso. -Hej, hej. Znowu nie przespana noc? Ubrałam brązową kurtkę i dłuższe także brązowe kozaki. -Nie mam ochoty o tym rozmawiać, muszę już lecieć. Miłego dnia. Zgarnęłam klucze do samochodu i wybiegłam z domu i ruszyłam prosto do garażu aby pojechać do szkoły. Spojrzałam w niebo, było ciemno szare a krople deszczu uderzały delikatnie w moją twarz spływając później po niej miękko i delikatnie. Weszłam do samochodu i ruszyłam, w radiu leciała Lana Del Rey, jeden z moich ulubionych kawałków "West coast". Droga do szkoły minęła mi szybko. Zaparkowałam na parkingu i ruszyłam szybkim krokiem w stronę szkoły. Wręcz pobiegłam pod salę. Wredna babka od biologi po dzwonku już nie wpuszcza nikogo do sali, co prawda ten przedmiot nie należy do moich ulubionych przedmiotów, ale mama znowu by gadała a i nie było by co ze sobą zrobić przez ten czas. Na szczęście zdążyłam. Melanie od razu do mnie podeszłam przytulając mnie na powitanie. -Strasznie wyglądasz, znowu nieprzespana noc? Czy wszyscy muszą mnie o to w kółko wypytywać, to staje się irytujące. Wiem, że się o mnie martwią, ale jak ja tego nie lubię. Wywróciłam teatralnie oczami, w nocy obudziłam się kilka razy i obudziłam się o szóstej, naprawdę aż tak okropnie wyglądam? Odruchowo poprawiłam swoje włosy. -Och, Mel ty to zawsze wiesz jak poprawić humor człowiekowi, zamiast cześć kochana, stęskniłam się za tobą przez weekend. To usłyszałam strasznie wyglądasz. Zaśmiałam się wesoło i dałam jej kuksańca w bok. Nie zdążyła mi odpowiedzieć, ponieważ panna Hastings już zdążyła nas zmierzyć swoim lodowatym spojrzeniem. Mimo swojego wieku nadal jest panną, co wyjaśnia jej humorki, nie ma się na kim w domu wyżyć to bierze się za nas. Weszła do sali z taką gracją jaką mogłyby pozazdrościć jej modelki wybiegowe, figurę też miała niczego sobie, wysoka i szczupła. Jednak zazwyczaj charakter jest ponad wygląd i tu już nie jest tak dobrze. Usiadłam wraz z Melanie w przedostatniej ławce. Dzisiaj pracowaliśmy z mikroskopami. Mieliśmy kilka tkanek i musieliśmy odgadnąć co to. Ubaw po pachy. No ale co zrobisz, nic nie zrobisz. Dzień przebiegł jakoś dziwnie szybko i bez większych problemów czy zmartwień. Niestety po lekcjach miałam jeszcze wizytę u szkolnego pedagoga. Odprowadziłam przyjaciółkę do wyjścia. Wracałam już nie w takim dobrym nastroju jak wcześniej. Nie przepadam za tymi wizytami u szkolnego pedagoga, ale skoro to uspokaja mamę to niech chociaż jedna z nas będzie spokojna. Podążając do gabinetu pana Callaway'a zauważyłam jak jakiś wysoki brunet wpatruje się we mnie z zdziwieniem malującym się w jego oczach. Jego twarz była mi znajoma, kojarzyłam go jakby przez mgłę. Pewnie widziałam go wcześniej w szkole, może gra w szkolnej reprezentacji koszykówki, jest wysoki więc czemu nie. Nie można też pominąć faktu, że jest nieziemsko przystojny. Tylko czemu się tak we mnie wpatruje? Gdybym nie weszła do gabinetu, może bym się tego dowiedziała. -Dzień dobry panie Callaway. Odparłam siadając na miękkim fotelu. Próbowałam się w nim zatopić i nie musieć już nigdy  z niego wychodzić. Niestety przez półgodziny musiałam rozmawiać na temat, na który nie lubię rozmawiać, ach ta wolność. -Samanto, opowiedz co dzisiaj ci się śniło. Od razu do sedna, żadnych jak się czujesz, jak minął ci dzisiaj dzień, tylko od razu prosto z mostu, co ci się śniło. Westchnęłam cicho. Podwinęłam nogi i w własnym umyśle, aby na nowo rozdrapać rany. Chociaż może w tej sytuacji bardziej pasuje stwierdzenie sypać sól na rany. Wizyty mam co tydzień, a z mamą też czasem muszę o tym porozmawiać. Więc rany nie zdążają się nawet zabliźnić. Przygryzam delikatnie dolną wargę. -Po raz kolejny przeniosłam się do Portland. Tym razem śniła mi się końcówka zdarzeń. Początek był pominięty. Rozumie pan? To tak jak przeczytać zakończenie książki przed przeczytaniem pierwszej strony. Zaczęło się już od... Głęboko wciągnęłam powietrze i schroniłam oczy pod powiekami. ...bicia, kopania, ranienia nożem, ale nie tak aby mnie zabić, tylko tak aby mnie zranić, abym cierpiała. Przywiązali mnie do drzewa moją koszulą, która wcześniej zaczepiła się o gałąź. W sumie mam teraz podobną na sobie. Później chyba zemdlałam, miałam jakieś przebłyski, ale nic konkretnego. Ktoś do mnie szeptał, żebym się trzymała, że wszystko będzie dobrze. Nie pamiętam jego twarzy. Później ocknęłam się w szpitalu podczepiona do kroplówki i innych rzeczy, na których się nie znam. Wtedy się obudziłam. Była szósta więc posiedziałam trochę na internecie. I to wszystko. Nic nowego. Otworzyłam oczy, spoglądając znowu na świat, który nie raz już mnie przerażał. Pedagog patrzył się na mnie współczującym wzrokiem. Jak ja nienawidziłam jego litości w spojrzeniu. Nerwowo zgarnęłam włosy za ucho, wyczekując jego odpowiedzi. -Samanto, to, to straszne. Westchnęłam. -Skoro umie pan mi tylko współczuć, a nie potrafi pomóc, to uważam dzisiejsze spotkanie za skończone, dziękuję bardzo, do widzenia. Zabrałam swoją torbę i wyszłam obudzona z gabinetu.


~Rozdział nie jest jakiś długi, ale rozkręcam się, później może będą dłuższe :) Czekam na wasze opinie w komentarzach.

wtorek, 21 października 2014

Prolog

To zdumiewające jak szybko śmiech i szczery uśmiech może zamienić się w płacz i krzyk. Jak kilka odgłosów może zmienić twoje życie. 
Usłyszałam dwa strzały i poczułam jak jego ręka puszcza moją. Usta zaczęły mi drzeć, odwróciłam się i od razu zaczęłam biec. Biegnę, mimo, że brakuje mi tchu i prawie wyplułam płuca, biegnę dalej. Sam, nie możesz się poddać. Wmawiam sobie te słowa, mimo, że opadam już z sił. Czuję ich oddech na swoim karku, gęsia skórka pojawiła się momentalnie na moich rękach. Nagle poczułam szarpnięcie, koszula zaczepiła o gałąź, widzę zbliżające się do mnie czarne widma. Z całej siły ciągnę, obserwując kroczące do mnie postacie. Czuje jak łzy napływają do moich oczu. Zdejmuję ją szybko, mimo zimnej nocy, swoją ulubioną koszulę w czarno czerwoną kratkę. Udało się, kąciki ust delikatnie się uniosły, odwracam się i zamiast czuć kującego jak małe sztyleciki powietrza, poczułam chłód skórzanej kurtki. Unoszę głowę z nadzieją, że zobaczę twarz Josha, że przyszedł mnie ochronić. Niestety widzę tylko zamazaną twarz, dobrze zbudowanego mężczyzny. Krzyk sam wydostał się z gardła. Obudziłam się cała zalana potem krzycząc jak opętana. Wymacałam w pośpiechu włącznik do lampki nocnej. Rozejrzałam się, na szczęście nikogo nie było w moim pokoju. Oddech trochę spowolnił. Minęło tyle miesięcy, a ten sen ciągle mnie nawiedzał. Terapia nie dała takich efektów, jakie chciałbym uzyskać, nie boję się już poruszać po mieście, ale jestem bardziej uważna. Najgorszy jest jednak ten ciągle powracający koszmar, on ciągle powraca, nie mogę się oderwać od tego wspomnienia. Chodzę tam tylko ze względu na mamę, lepiej się z tym czuje, wiedząc, że ciągle nad tym pracuję. Zerknęłam na zegarek, była piąta w nocy. Nie warto było już zasypiać. Zrezygnowana, człapiąc nogami zeszłam po schodach do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i wypiłam ją zachłannie. Musiałam ponownie pokonać kilkanaście schodków. Wpełzłam do swojej łazienki by wziąć ciepłą kąpiel. Podobno ciepła woda pozwala się odprężyć i zebrać myśli. Masując delikatnie głową, ciągle rozmyślałam o tym co zdarzyło się tamtej nocy. Ten sen był zawsze taki sam i zawierał tyle szczegółów, że czasem zapominam, że to tylko koszmar i nic więcej.

Przepraszam, że wczoraj nie dodałam postu, ale miałam awarię prądu cały dzień :/
Piszcze oceny w komentarzach, nawet jeśli będą negatywne, chce się dowiedzieć, co mogę zmienić a co jest dobre. W końcu zaczynam "zabawę" z pisaniem :)

Spis treści

Prolog

1 rozdział
2 rozdział
3 rozdział

sobota, 18 października 2014

Katalogi










Bohaterowie

Samanta Gottfried
 18 latka z Portland, po dramatycznym zdarzeniu wraz z mamą przeprowadza się do Seattle. Spokojna, wesoła, urocza, przyjacielska, trochę uczuciowa, lubiąca spędzać czas z przyjaciółmi i z nimi imprezować. Mimo, że przeniosła się do szkoły zaraz przed końcem roku szkolnego, nadal jest nowa. 


Carev Lloyd
19 latek z Seattle. Przeniósł się niedawno do nowej szkoły. W poszukiwaniu czegoś, a może kogoś.

Melanie Lowedes
18 latka, przyjaciółka z ławki Sam. Urocza, imprezowiczka, trochę samolubna z temperamentem.

Edel Gottfried
 
39 lat, mama Samanty. Stanowcza lecz kochająca ponad wszystko swoją córkę właścicielka kwiaciarni. Straciła swojego męża 10 lat temu, zginął na misji w Afganistanie.

Josh Black
18 latek, były chłopak Samanty. 


piątek, 17 października 2014

Opis


Adres: http://wakemeupfanfic.blogspot.com
Gatunek: Fan fiction Ashley Benson i Colton Haynes
Opis:
Osiemnastoletnia Samanta tuż przed końcem roku szkolnego przeprowadza się wraz z mamą do Seattle. Po zdarzeniach z majowego wieczoru nie mogła zostać w Portland. Musiała uciekać, nie tylko przed wspomnieniami. W nowym miejscu zyskała szansę na nowe życie. Wydawałoby się, że wszystko powoli wraca do normy, zbyt szybko straciła czujność. Pojawia się ktoś w jej życiu. Czy ktoś znowu chce jej zaszkodzić? Czy koszmar powróci?