poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 1

Odpaliłam swojego laptopa patrząc na szare cienie za oknem. Zegarek wyświetlał szóstą rano. Przynajmniej nie obudziłam się jak wczoraj o piątej rano albo jak przedwczoraj nie mogłam w ogóle zmrużyć oka. W laptopie kliknęłam ikonkę przeglądarki internetowej i zaczęłam grzebać w internecie. Oparłam łokieć o biurko a o dłoń głowę i wpatrywałam się w ekran jak bezmózgi potwór. Od czasu do czasu wzięłam gryza ciastka z kawałkami czekolady. Od pewnego czasu nie mogę znaleźć nic nowego, ciągle przeglądałam to samo. Czas wybrać się do biblioteki i wypożyczyć jakaś ciekawą książkę. Kiedy wybiła punkt siódma zaczęłam przerzucać ubrania w szafie. Za oknem jak zawsze padał deszcz zdobiąc szybę w różne wzory. Wybrałam ciepłe czarne spodnie do tego czarny podkoszulek i bawełniana koszulę w kratkę. Nie lubiłam się stroić, jednak starałam się ubierać ładnie. W szybkim tempie wszystko na siebie założyłam. Swoje kroki skierowałam do łazienki. Uwielbiam wystrój swojej łazienki. Ma ciemne jak węgiel płytki na podłodze i ścianie. Meble są biało czarne, a różne dodatki są w odcieniu intensywnego fioletu. Stałam przed lustrem patrząc na swoje przerażające odbicie w lustrze. Zagłębiam palce stóp w miękkim fioletowym dywaniku, który chronił mnie przed zimnymi jak lód kafelkami. Miałam podkrążone oczy, ciemne cienie leżały pod oczami, na głowie zamiast złocistych fal miałam kołtun na kołtunie. Na samym początku przywróciłam wygląd swoich włosów do normalności. Rozczesałam je i zostawiam by delikatnie opadały mi na plecy. Później wzięłam się za cięższą pracę. Nałożyłam podkład, delikatnie musnęłam usta pomadką i pomalowałam rzęsy ciemnym tuszem. Było o wiele lepiej, jednak ciągle wyglądałam na zmęczoną. Mówi się trudno i tak zrobiłam co w mojej mocy. Zbiegłam na dół, zauważyłam mamę w kuchni pijącą kawę i czytającą gazetę. -Hej mamuś. Pocałowałam ją w policzek i wypiłam łyka jej czarnego espresso. -Hej, hej. Znowu nie przespana noc? Ubrałam brązową kurtkę i dłuższe także brązowe kozaki. -Nie mam ochoty o tym rozmawiać, muszę już lecieć. Miłego dnia. Zgarnęłam klucze do samochodu i wybiegłam z domu i ruszyłam prosto do garażu aby pojechać do szkoły. Spojrzałam w niebo, było ciemno szare a krople deszczu uderzały delikatnie w moją twarz spływając później po niej miękko i delikatnie. Weszłam do samochodu i ruszyłam, w radiu leciała Lana Del Rey, jeden z moich ulubionych kawałków "West coast". Droga do szkoły minęła mi szybko. Zaparkowałam na parkingu i ruszyłam szybkim krokiem w stronę szkoły. Wręcz pobiegłam pod salę. Wredna babka od biologi po dzwonku już nie wpuszcza nikogo do sali, co prawda ten przedmiot nie należy do moich ulubionych przedmiotów, ale mama znowu by gadała a i nie było by co ze sobą zrobić przez ten czas. Na szczęście zdążyłam. Melanie od razu do mnie podeszłam przytulając mnie na powitanie. -Strasznie wyglądasz, znowu nieprzespana noc? Czy wszyscy muszą mnie o to w kółko wypytywać, to staje się irytujące. Wiem, że się o mnie martwią, ale jak ja tego nie lubię. Wywróciłam teatralnie oczami, w nocy obudziłam się kilka razy i obudziłam się o szóstej, naprawdę aż tak okropnie wyglądam? Odruchowo poprawiłam swoje włosy. -Och, Mel ty to zawsze wiesz jak poprawić humor człowiekowi, zamiast cześć kochana, stęskniłam się za tobą przez weekend. To usłyszałam strasznie wyglądasz. Zaśmiałam się wesoło i dałam jej kuksańca w bok. Nie zdążyła mi odpowiedzieć, ponieważ panna Hastings już zdążyła nas zmierzyć swoim lodowatym spojrzeniem. Mimo swojego wieku nadal jest panną, co wyjaśnia jej humorki, nie ma się na kim w domu wyżyć to bierze się za nas. Weszła do sali z taką gracją jaką mogłyby pozazdrościć jej modelki wybiegowe, figurę też miała niczego sobie, wysoka i szczupła. Jednak zazwyczaj charakter jest ponad wygląd i tu już nie jest tak dobrze. Usiadłam wraz z Melanie w przedostatniej ławce. Dzisiaj pracowaliśmy z mikroskopami. Mieliśmy kilka tkanek i musieliśmy odgadnąć co to. Ubaw po pachy. No ale co zrobisz, nic nie zrobisz. Dzień przebiegł jakoś dziwnie szybko i bez większych problemów czy zmartwień. Niestety po lekcjach miałam jeszcze wizytę u szkolnego pedagoga. Odprowadziłam przyjaciółkę do wyjścia. Wracałam już nie w takim dobrym nastroju jak wcześniej. Nie przepadam za tymi wizytami u szkolnego pedagoga, ale skoro to uspokaja mamę to niech chociaż jedna z nas będzie spokojna. Podążając do gabinetu pana Callaway'a zauważyłam jak jakiś wysoki brunet wpatruje się we mnie z zdziwieniem malującym się w jego oczach. Jego twarz była mi znajoma, kojarzyłam go jakby przez mgłę. Pewnie widziałam go wcześniej w szkole, może gra w szkolnej reprezentacji koszykówki, jest wysoki więc czemu nie. Nie można też pominąć faktu, że jest nieziemsko przystojny. Tylko czemu się tak we mnie wpatruje? Gdybym nie weszła do gabinetu, może bym się tego dowiedziała. -Dzień dobry panie Callaway. Odparłam siadając na miękkim fotelu. Próbowałam się w nim zatopić i nie musieć już nigdy  z niego wychodzić. Niestety przez półgodziny musiałam rozmawiać na temat, na który nie lubię rozmawiać, ach ta wolność. -Samanto, opowiedz co dzisiaj ci się śniło. Od razu do sedna, żadnych jak się czujesz, jak minął ci dzisiaj dzień, tylko od razu prosto z mostu, co ci się śniło. Westchnęłam cicho. Podwinęłam nogi i w własnym umyśle, aby na nowo rozdrapać rany. Chociaż może w tej sytuacji bardziej pasuje stwierdzenie sypać sól na rany. Wizyty mam co tydzień, a z mamą też czasem muszę o tym porozmawiać. Więc rany nie zdążają się nawet zabliźnić. Przygryzam delikatnie dolną wargę. -Po raz kolejny przeniosłam się do Portland. Tym razem śniła mi się końcówka zdarzeń. Początek był pominięty. Rozumie pan? To tak jak przeczytać zakończenie książki przed przeczytaniem pierwszej strony. Zaczęło się już od... Głęboko wciągnęłam powietrze i schroniłam oczy pod powiekami. ...bicia, kopania, ranienia nożem, ale nie tak aby mnie zabić, tylko tak aby mnie zranić, abym cierpiała. Przywiązali mnie do drzewa moją koszulą, która wcześniej zaczepiła się o gałąź. W sumie mam teraz podobną na sobie. Później chyba zemdlałam, miałam jakieś przebłyski, ale nic konkretnego. Ktoś do mnie szeptał, żebym się trzymała, że wszystko będzie dobrze. Nie pamiętam jego twarzy. Później ocknęłam się w szpitalu podczepiona do kroplówki i innych rzeczy, na których się nie znam. Wtedy się obudziłam. Była szósta więc posiedziałam trochę na internecie. I to wszystko. Nic nowego. Otworzyłam oczy, spoglądając znowu na świat, który nie raz już mnie przerażał. Pedagog patrzył się na mnie współczującym wzrokiem. Jak ja nienawidziłam jego litości w spojrzeniu. Nerwowo zgarnęłam włosy za ucho, wyczekując jego odpowiedzi. -Samanto, to, to straszne. Westchnęłam. -Skoro umie pan mi tylko współczuć, a nie potrafi pomóc, to uważam dzisiejsze spotkanie za skończone, dziękuję bardzo, do widzenia. Zabrałam swoją torbę i wyszłam obudzona z gabinetu.


~Rozdział nie jest jakiś długi, ale rozkręcam się, później może będą dłuższe :) Czekam na wasze opinie w komentarzach.

wtorek, 21 października 2014

Prolog

To zdumiewające jak szybko śmiech i szczery uśmiech może zamienić się w płacz i krzyk. Jak kilka odgłosów może zmienić twoje życie. 
Usłyszałam dwa strzały i poczułam jak jego ręka puszcza moją. Usta zaczęły mi drzeć, odwróciłam się i od razu zaczęłam biec. Biegnę, mimo, że brakuje mi tchu i prawie wyplułam płuca, biegnę dalej. Sam, nie możesz się poddać. Wmawiam sobie te słowa, mimo, że opadam już z sił. Czuję ich oddech na swoim karku, gęsia skórka pojawiła się momentalnie na moich rękach. Nagle poczułam szarpnięcie, koszula zaczepiła o gałąź, widzę zbliżające się do mnie czarne widma. Z całej siły ciągnę, obserwując kroczące do mnie postacie. Czuje jak łzy napływają do moich oczu. Zdejmuję ją szybko, mimo zimnej nocy, swoją ulubioną koszulę w czarno czerwoną kratkę. Udało się, kąciki ust delikatnie się uniosły, odwracam się i zamiast czuć kującego jak małe sztyleciki powietrza, poczułam chłód skórzanej kurtki. Unoszę głowę z nadzieją, że zobaczę twarz Josha, że przyszedł mnie ochronić. Niestety widzę tylko zamazaną twarz, dobrze zbudowanego mężczyzny. Krzyk sam wydostał się z gardła. Obudziłam się cała zalana potem krzycząc jak opętana. Wymacałam w pośpiechu włącznik do lampki nocnej. Rozejrzałam się, na szczęście nikogo nie było w moim pokoju. Oddech trochę spowolnił. Minęło tyle miesięcy, a ten sen ciągle mnie nawiedzał. Terapia nie dała takich efektów, jakie chciałbym uzyskać, nie boję się już poruszać po mieście, ale jestem bardziej uważna. Najgorszy jest jednak ten ciągle powracający koszmar, on ciągle powraca, nie mogę się oderwać od tego wspomnienia. Chodzę tam tylko ze względu na mamę, lepiej się z tym czuje, wiedząc, że ciągle nad tym pracuję. Zerknęłam na zegarek, była piąta w nocy. Nie warto było już zasypiać. Zrezygnowana, człapiąc nogami zeszłam po schodach do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i wypiłam ją zachłannie. Musiałam ponownie pokonać kilkanaście schodków. Wpełzłam do swojej łazienki by wziąć ciepłą kąpiel. Podobno ciepła woda pozwala się odprężyć i zebrać myśli. Masując delikatnie głową, ciągle rozmyślałam o tym co zdarzyło się tamtej nocy. Ten sen był zawsze taki sam i zawierał tyle szczegółów, że czasem zapominam, że to tylko koszmar i nic więcej.

Przepraszam, że wczoraj nie dodałam postu, ale miałam awarię prądu cały dzień :/
Piszcze oceny w komentarzach, nawet jeśli będą negatywne, chce się dowiedzieć, co mogę zmienić a co jest dobre. W końcu zaczynam "zabawę" z pisaniem :)

Spis treści

Prolog

1 rozdział
2 rozdział
3 rozdział

sobota, 18 października 2014

Katalogi










Bohaterowie

Samanta Gottfried
 18 latka z Portland, po dramatycznym zdarzeniu wraz z mamą przeprowadza się do Seattle. Spokojna, wesoła, urocza, przyjacielska, trochę uczuciowa, lubiąca spędzać czas z przyjaciółmi i z nimi imprezować. Mimo, że przeniosła się do szkoły zaraz przed końcem roku szkolnego, nadal jest nowa. 


Carev Lloyd
19 latek z Seattle. Przeniósł się niedawno do nowej szkoły. W poszukiwaniu czegoś, a może kogoś.

Melanie Lowedes
18 latka, przyjaciółka z ławki Sam. Urocza, imprezowiczka, trochę samolubna z temperamentem.

Edel Gottfried
 
39 lat, mama Samanty. Stanowcza lecz kochająca ponad wszystko swoją córkę właścicielka kwiaciarni. Straciła swojego męża 10 lat temu, zginął na misji w Afganistanie.

Josh Black
18 latek, były chłopak Samanty. 


piątek, 17 października 2014

Opis


Adres: http://wakemeupfanfic.blogspot.com
Gatunek: Fan fiction Ashley Benson i Colton Haynes
Opis:
Osiemnastoletnia Samanta tuż przed końcem roku szkolnego przeprowadza się wraz z mamą do Seattle. Po zdarzeniach z majowego wieczoru nie mogła zostać w Portland. Musiała uciekać, nie tylko przed wspomnieniami. W nowym miejscu zyskała szansę na nowe życie. Wydawałoby się, że wszystko powoli wraca do normy, zbyt szybko straciła czujność. Pojawia się ktoś w jej życiu. Czy ktoś znowu chce jej zaszkodzić? Czy koszmar powróci?