Odpaliłam swojego laptopa patrząc na szare cienie za oknem.
Zegarek wyświetlał szóstą rano. Przynajmniej nie obudziłam się jak wczoraj o
piątej rano albo jak przedwczoraj nie mogłam w ogóle zmrużyć oka. W laptopie
kliknęłam ikonkę przeglądarki internetowej i zaczęłam grzebać w internecie.
Oparłam łokieć o biurko a o dłoń głowę i wpatrywałam się w ekran jak bezmózgi
potwór. Od czasu do czasu wzięłam gryza ciastka z kawałkami czekolady. Od
pewnego czasu nie mogę znaleźć nic nowego, ciągle przeglądałam to samo. Czas
wybrać się do biblioteki i wypożyczyć jakaś ciekawą książkę. Kiedy wybiła punkt
siódma zaczęłam przerzucać ubrania w szafie. Za oknem jak zawsze padał deszcz
zdobiąc szybę w różne wzory. Wybrałam ciepłe czarne spodnie do tego czarny
podkoszulek i bawełniana koszulę w kratkę. Nie lubiłam się stroić, jednak
starałam się ubierać ładnie. W szybkim tempie wszystko na siebie założyłam.
Swoje kroki skierowałam do łazienki. Uwielbiam wystrój swojej łazienki. Ma
ciemne jak węgiel płytki na podłodze i ścianie. Meble są biało czarne, a różne
dodatki są w odcieniu intensywnego fioletu. Stałam przed lustrem patrząc na
swoje przerażające odbicie w lustrze. Zagłębiam palce stóp w miękkim fioletowym
dywaniku, który chronił mnie przed zimnymi jak lód kafelkami. Miałam podkrążone
oczy, ciemne cienie leżały pod oczami, na głowie zamiast złocistych fal miałam
kołtun na kołtunie. Na samym początku przywróciłam wygląd swoich włosów do
normalności. Rozczesałam je i zostawiam by delikatnie opadały mi na plecy.
Później wzięłam się za cięższą pracę. Nałożyłam podkład, delikatnie musnęłam
usta pomadką i pomalowałam rzęsy ciemnym tuszem. Było o wiele lepiej, jednak
ciągle wyglądałam na zmęczoną. Mówi się trudno i tak zrobiłam co w mojej mocy.
Zbiegłam na dół, zauważyłam mamę w kuchni pijącą kawę i czytającą gazetę. -Hej
mamuś. Pocałowałam ją w policzek i wypiłam łyka jej czarnego espresso. -Hej,
hej. Znowu nie przespana noc? Ubrałam brązową kurtkę i dłuższe także brązowe
kozaki. -Nie mam ochoty o tym rozmawiać, muszę już lecieć. Miłego dnia.
Zgarnęłam klucze do samochodu i wybiegłam z domu i ruszyłam prosto do garażu
aby pojechać do szkoły. Spojrzałam w niebo, było ciemno szare a krople deszczu
uderzały delikatnie w moją twarz spływając później po niej miękko i delikatnie.
Weszłam do samochodu i ruszyłam, w radiu leciała Lana Del Rey, jeden z moich
ulubionych kawałków "West coast". Droga do szkoły minęła mi szybko.
Zaparkowałam na parkingu i ruszyłam szybkim krokiem w stronę szkoły. Wręcz
pobiegłam pod salę. Wredna babka od biologi po dzwonku już nie wpuszcza nikogo
do sali, co prawda ten przedmiot nie należy do moich ulubionych przedmiotów,
ale mama znowu by gadała a i nie było by co ze sobą zrobić przez ten czas. Na
szczęście zdążyłam. Melanie od razu do mnie podeszłam przytulając mnie na
powitanie. -Strasznie wyglądasz, znowu nieprzespana noc? Czy wszyscy muszą mnie
o to w kółko wypytywać, to staje się irytujące. Wiem, że się o mnie martwią,
ale jak ja tego nie lubię. Wywróciłam teatralnie oczami, w nocy obudziłam się
kilka razy i obudziłam się o szóstej, naprawdę aż tak okropnie wyglądam?
Odruchowo poprawiłam swoje włosy. -Och, Mel ty to zawsze wiesz jak poprawić
humor człowiekowi, zamiast cześć kochana, stęskniłam się za tobą przez weekend.
To usłyszałam strasznie wyglądasz. Zaśmiałam się wesoło i dałam jej kuksańca w
bok. Nie zdążyła mi odpowiedzieć, ponieważ panna Hastings już zdążyła nas
zmierzyć swoim lodowatym spojrzeniem. Mimo swojego wieku nadal jest panną, co
wyjaśnia jej humorki, nie ma się na kim w domu wyżyć to bierze się za nas.
Weszła do sali z taką gracją jaką mogłyby pozazdrościć jej modelki wybiegowe,
figurę też miała niczego sobie, wysoka i szczupła. Jednak zazwyczaj charakter
jest ponad wygląd i tu już nie jest tak dobrze. Usiadłam wraz z Melanie w
przedostatniej ławce. Dzisiaj pracowaliśmy z mikroskopami. Mieliśmy kilka
tkanek i musieliśmy odgadnąć co to. Ubaw po pachy. No ale co zrobisz, nic nie
zrobisz. Dzień przebiegł jakoś dziwnie szybko i bez większych problemów czy
zmartwień. Niestety po lekcjach miałam jeszcze wizytę u szkolnego pedagoga.
Odprowadziłam przyjaciółkę do wyjścia. Wracałam już nie w takim dobrym nastroju
jak wcześniej. Nie przepadam za tymi wizytami u szkolnego pedagoga, ale skoro
to uspokaja mamę to niech chociaż jedna z nas będzie spokojna. Podążając do
gabinetu pana Callaway'a zauważyłam jak jakiś wysoki brunet wpatruje się we
mnie z zdziwieniem malującym się w jego oczach. Jego twarz była mi znajoma,
kojarzyłam go jakby przez mgłę. Pewnie widziałam go wcześniej w szkole, może
gra w szkolnej reprezentacji koszykówki, jest wysoki więc czemu nie. Nie można
też pominąć faktu, że jest nieziemsko przystojny. Tylko czemu się tak we mnie
wpatruje? Gdybym nie weszła do gabinetu, może bym się tego dowiedziała. -Dzień
dobry panie Callaway. Odparłam siadając na miękkim fotelu. Próbowałam się w nim
zatopić i nie musieć już nigdy z niego
wychodzić. Niestety przez półgodziny musiałam rozmawiać na temat, na który nie
lubię rozmawiać, ach ta wolność. -Samanto, opowiedz co dzisiaj ci się śniło. Od
razu do sedna, żadnych jak się czujesz, jak minął ci dzisiaj dzień, tylko od
razu prosto z mostu, co ci się śniło. Westchnęłam cicho. Podwinęłam nogi i w
własnym umyśle, aby na nowo rozdrapać rany. Chociaż może w tej sytuacji
bardziej pasuje stwierdzenie sypać sól na rany. Wizyty mam co tydzień, a z mamą
też czasem muszę o tym porozmawiać. Więc rany nie zdążają się nawet zabliźnić.
Przygryzam delikatnie dolną wargę. -Po raz kolejny przeniosłam się do Portland.
Tym razem śniła mi się końcówka zdarzeń. Początek był pominięty. Rozumie pan?
To tak jak przeczytać zakończenie książki przed przeczytaniem pierwszej strony.
Zaczęło się już od... Głęboko wciągnęłam powietrze i schroniłam oczy pod
powiekami. ...bicia, kopania, ranienia nożem, ale nie tak aby mnie zabić, tylko
tak aby mnie zranić, abym cierpiała. Przywiązali mnie do drzewa moją koszulą,
która wcześniej zaczepiła się o gałąź. W sumie mam teraz podobną na sobie.
Później chyba zemdlałam, miałam jakieś przebłyski, ale nic konkretnego. Ktoś do
mnie szeptał, żebym się trzymała, że wszystko będzie dobrze. Nie pamiętam jego
twarzy. Później ocknęłam się w szpitalu podczepiona do kroplówki i innych
rzeczy, na których się nie znam. Wtedy się obudziłam. Była szósta więc
posiedziałam trochę na internecie. I to wszystko. Nic nowego. Otworzyłam oczy,
spoglądając znowu na świat, który nie raz już mnie przerażał. Pedagog patrzył
się na mnie współczującym wzrokiem. Jak ja nienawidziłam jego litości w
spojrzeniu. Nerwowo zgarnęłam włosy za ucho, wyczekując jego odpowiedzi.
-Samanto, to, to straszne. Westchnęłam. -Skoro umie pan mi tylko współczuć, a
nie potrafi pomóc, to uważam dzisiejsze spotkanie za skończone, dziękuję
bardzo, do widzenia. Zabrałam swoją torbę i wyszłam obudzona z gabinetu.
~Rozdział nie jest jakiś długi, ale rozkręcam się, później może będą dłuższe :) Czekam na wasze opinie w komentarzach.